Sosenka Sosenka
58
BLOG

Stacja Niederschnurken

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 28

- Myślisz, że szynobus przejedzie po tym torze??- zmarszczyła nos Iza. - Eee, nie. Przecież widać, ze dawno nie używany. Rdza ...- odpowiedziałam. - To może rozłożymy sobie  kanapki i termosy między szynami?! - Iza zachichotała jak wiewiórka z jednej bajki Disneya. Stałyśmy właśnie na górskim wiadukcie kolejowym. Adam wariat paradował środkiem. My czuwałyśmy na krawędzi.


Z potężnego mostu, wspartego na kamiennych filarach, można było zlecieć, na asfalt albo przez dziury w podkładach, albo dzięki barierce pociętej przez złomiarzy. Stok nasypu tez niezbyt bezpieczny. Spuszczałyśmy się z niego na sznurku, który Adam rozpiął między drzewami. Jak żyję, pierwszy raz zjeżdżałam z nasypu kolejowego na sznurku, i to takim.. - Czy to jest sznurowadło? - dusiłam się ze śmiechu.  Natomiast Iza była już na dole, i to miejsce ochrzciłyśmy "stacją Niederschnurken" (w kompilacji polsko-niemieckiej, Sznurki Dolne). Natomiast tam, gdzie właśnie stał Adam, były "Oberschnurken" (Sznurki Górne). Popatrzyłyśmy na wiadukt, i co się okazało? Szynobus przejechał dokładnie po tym torze, gdzie my właśnie chcieliśmy rozłożyć się z drugim śniadaniem.

Figura

Ponieważ już zaliczyliśmy wiadukt, pozostał nam sklep, cmentarz i kościół w Głuszycy Górnej. W kościele trwała msza, więc z duszą na ramieniu krążyliśmy po bocznych schodach poewangelickiej świątyni. Szłam po drewnianych stopniach, aż wklęsłych od dotyku stóp, które tędy dreptały przez prawie dwieście lat. Mijałam kolejne piętra i chóry.. I  zamarłam. - Ta Stara Baba zaraz przerwie modlitwę, wyjdzie i nawrzeszczy na nas na cały kościół! - Tuż obok, za przeszklonymi drzwiami widać było skuloną postać w szarej szacie, zwróconą twarzą do ołtarza. Przy samych drzwiach. - Cicho, cicho! - zakomenderowałam. Weszliśmy na górę i zeszliśmy.  Podeszliśmy na palcach do szyby. Baba ani drgnie. Więc Iza przystawiła obiektyw. Podeszłam i ja. I jak nie parsknę... Bo to nie była żadna Baba, pochylona nad różańcem, tylko szara figura Chrystusa, patrzącego przed siebie.

Wyjcy

Jego opieka przydała się też w tunelu kolejowym w Świerkach. Rowery najpierw porzuciliśmy i zamaskowali na tyłach pociągu towarowego, stojącego na bocznicy. Ale doszliśmy do wniosku, że po podkładach idzie się tak fatalnie, że już lepiej zabrać rowery, bo przynajmniej jest się na czym oprzeć. "Erbaut 1909-1911" [niem.: "Zbudowany w latach..."] - głosił napis nad wejściem. - Myślałby kto, że to jakiś pan Erbaut zbudował ten tunel - mówił Adam - Niemowlak z tego pana Erbauta! Chichocząc, weszliśmy w czeluść. Wściekle zimno (tam koło 20, tu koło 7 C), ciemno, woda kapie ze ścian. Wyjąc, śpiewając (w tych warunkach, przy idealnym rezonansie, najlepiej sprawdzają się arie Moniuszki), nieustannie robiąc zdjęcia (jako speleolodzy, kosmici, górnicy, nietoperze i złodziejaszki),  dotarliśmy do połączenia dwóch bliźniaczych tuneli. Oczywiście, kto by się spodziewał ruchu o tej porze... - Jedzie, jedzie! - podniosłam wrzask i w panice uciekliśmy do wnęki. Nie minęła minuta, przed nami śmignęła białożółta maszyna Kolei Dolnośląskich. Gdybyśmy szczelniej zatkali sobą to przejście, wylecielibyśmy do swojego tunelu jak korek. - Co za powiew! Nie mówiąc już o tym, że maszynista w "PESIE" doznałby silnego podmuchu w twarz.

Zjazd do miast

Tunel miał ponad kilometr długości (1171 m). Na zewnątrz, w świetle dziennym wyszło, że jesteśmy cali w sadzy. - Pomyśl, dziewiętnastowieczna sadza z parowozów! - rozczulił się Adam, gdy jego żona chodziła w kółko, wlokąc plecak po trawie, by go choć trochę podczyścić. Ale bezskutecznie. I ja miałam czarny łokieć i bok. Trzy brudasy wydostały się na szosę Kłodzko - Wałbrzych, usiadły w budzie przystanku PKS i wyjęły frankfurterki oraz bułki. Autobusy tradycyjnie omijały nas szerokim łukiem. Tak posileni, zrobiliśmy zjazd w pięknym stylu do Jedliny Zdroju. Mijaliśmy zdziczałe sady owocowe, ruinę kościółka, ginące cmentarze i krzyże o zatartych już napisach w języku niemieckim. Widoki na góry zapierały dech w piersiach... A tam - było już całkiem ciemno. Adam mocował rowery do bagażnika samochodu. Iza, zanosząc się śmiechem, przeglądała zdjęcia. Ja siedziałam i patrzyłam na pulsującą w nocnym świetle wodę sadzawki. Na promenadzie uzdrowiska, oświetlonej żółtymi lampami, szumiała cicho fontanna...    

 

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości