Sosenka Sosenka
312
BLOG

4 Panków i (groźny) pies

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 34

- Sosenko, odpuśćmy... Leje... - zaproponował Kairos ostrożnie o 7.30 rano. - Zdrada! - zadrżał Włóczykij, bo za oknem nie było widać żadnego deszczu.  Ale to był po prostu inny rejon Wrocławia. Wycieczka samochodem odbyła się, owszem. Pół dnia siedzieliśmy zamknięci w samochodzie.


Łups!

Zabezpieczenie przed burzą mieliśmy zaś fatalne. Iza miała parasol,  a Kairos - kurtkę (którą w końcu po dżentelmeńsku oddał  mnie), ale już Adam worek na głowę, rozcięty wzdłuż jednej krawędzi  (wyglądał w nim jak szejk arabski), a ja  zakopiańską pelerynę za 5 zł zł z wielką dziurą na lewym ramieniu. Dalej, drzwi po stronie Kairosa otwierały się tylko od wewnątrz. Drzwi od mojej strony otwierały się tylko od zewnątrz. Drzwi od strony Izy w ogóle nie chciały się zamknąć. Drzwi działały dobrze tylko po stronie Adama. A kiedy już z pewnym wysiłkiem pozamykaliśmy wszystkie drzwi, podjeżdżał raz po raz jakiś samochód i oblewał fontanną wody cały nasz pojazd. Odcięci od świata, przysypialiśmy w naszym srebrnym, stalowym opakowaniu, jedząc na okrągło i targując się, kto przeżył najdziwniejszy nocleg w górach, największą wyrypę nocną i najlepsze spotkanie z drogówką.

Chwila przerwy...

"18 Panków" - głosiła tabliczka przed wejściem do ruin pałacu. w Pankowie. W ruinach tych znaleźliśmy zestaw do grilla, składający się z piecyka i  połowicznie zwęglonego znaku drogowego: "Uwaga, głębokie wykopy". Skradziony razem ze słupkiem, trójkątny znak służy tu najwidoczniej jako łopata do pieca. Zaś całe  ruiny pełnią funkcję klubu  i świetlicy wiejskiej. Obok  wymienionego zestawu kuchennego, wyposażone są bowiem w bardzo przytulne lochy z ławeczką...  Jest  dość miejsca, by umyć zęby, jak też załatwić inne ważne potrzeby... Żałowaliśmy, że nie spędziliśmy tutaj  całej ostatniej ulewy.

Łup! Łup! Chlust!

Co jeszcze można robić w czasie deszczu? Zbierać śmieci i bawić się nimi z nudów. Z cmentarza w Goli Świdnickiej Adam przywlókł wielki, zardzewiały gwóźdź (ale do drzwi, nie do trumny). Patrząc na niego, zastanawiał się, czy nie użyć go do rysowania samochodów, które parkują na ścieżkach rowerowych. Ostatecznie jednak gwóźdź służył nam jako wskaźnik na mapie oraz jako czekan. Jak żyję, pierwszy raz wdrapywałam się pod śliską, błotnistą górkę, podpierając się gwoździem. Długi, zardzewiały gwóźdź wyśmienicie wbijał się w miękkie podłoże i dawał podparcie damskim ramionom. Drugim elementem, który patronował tejże wędrówce, była tabliczka: "Uwaga, zły pies", zwinięta z okolic pałacu w Kraskowie. Tabliczkę: "Uwaga, zły pies" Adam powiesił sobie na szyi. A kiedy kolejna fala deszczu zagnała nas z powrotem do auta, włożył ją za wycieraczkę jako ostrzeżenie dla potencjalnych złodziei. Tu trzeba podkreślić, że Adam potraktował sprawę bardzo poważnie. Najpierw przez dziesięć minut hipnotyzował wzrokiem prawowitego opiekuna tabliczki, czyli "groźnego psa".  Wreszcie - na komendę Adama: "Do budy! Ale już!" -  groźny pies podwinął ogon pod siebie i uciekł do dziury.  I długo nie odważył się z niej wyjść, mimo łagodnych zapewnień Izy, której  w końcu żal się zrobiło krwawej bestii.

Łubudubu! I cisza...

Było już dobrze pod wieczór, gdy w mokrych butach i ubłoconych spodniach zwiedzaliśmy potężne ruiny cysterskiego klasztoru. Drzewa zanurzały się w złoto, niebo - nareszcie - uczciwie, sennie błękitne... A kieszeni coś mi gwałtownie zatrajkotało. - Halo... ? -  w słuchawce zabrzmiał  charakterystyczny, niski głos. - Aaa!!! Księżna! - Dama potaknęła milcząco i swobodnie oznajmiła, że w skrzynce czeka na mnie pilna wiadomość. - No, to do dzieła - powiedziała  z zadowoleniem w głosie. Ale coś ją, widać, tknęło, bo zapytała. - A gdzie Ty, panna, teraz jesteś? - Ja...? Cóż ja?? - Włóczykija zatkało. - Aktualnie jestem w piwnicy... Rzeczywiście. Dopiero co skończyliśmy fotografować Adama z wyszczerzonymi zębami, za sztucznie podświetloną pajęczyną (wspaniały z niego wampir). - Wracaj, panna, do domu i bierz się za pisanie!  - Ale ja jestem 60 km od Wrocławia. Wtedy Księżna, rzeczniczka wytwornych sukien zamiast bojówek i szpilek zamiast traktorów, skapitulowała. Przekazała pozdrowienia dla grupy - użyła tu określenia adekwatnego do stanu naszych umysłów - i uzyskawszy obietnicę, że koło północy może już będę dyspozycyjna intelektualnie, dała dyspensę na dalsze wygłupy. Ale ta sprawność umysłowa była coraz niższa. Gdy już kierowaliśmy się w stronę drogi wrocławskiej, w zmroku zamajaczyła postać tęgiego chłopa, siedzącego w zadumie i wlepiającego w nas nieruchomy wzrok. - Dobry wieczór! - chciał powiedzieć Adam. - Czy możemy tędy przejechać? - Ale wtedy coś go tknęło. Zatrzymał na sekundę samochód. Okazało się, że to nie żaden stróż nocny. To była drewniana figura panka z opuszczonymi spodniami, siedzącego na ubikacji. Nad figurą widniał zaś uroczysty napis: "Oczyszczalnia ścieków Spółki Wodnej Bystrzyca".

      Foto: Spółka Wodna Bystrzyca

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości