Sosenka Sosenka
1212
BLOG

Nowela z sokołem, a raczej z psem

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 30

W sobotę po południu uciekły obydwa psy. Tradycyjnie dziki kundel o posturze koguta prowadził dużego potulnego labradora. Wybrali kierunek na pola, i tyle ich widziano. Kundelek jest sprytny, ale malutki i już wiekowy (16 lat). Labrador jest młody, ale durny i bardzo ufny. We dwóch może sobie poradzą, ale każdy z osobna zginie.

Wyruszył pościg. Od godziny 15 do 21 dwa samochody jeździły po przedmieściach, przeczesując osiedla. Ja miałąm swoją misję tam, gdzie nie dotrze samochód. Przedzierałam się na rowerze przez chaszcze, grzęzłam w błocie, w świeżo poruszonej ziemi, glinie i kałużach. Pytani o dwa psy przechodnie, spacerujący z psami na smyczy, nie wiedzieli nic i nic nie widzieli. Echo szczekania prowadziło nas zawsze do czyjegoś ogrodu, a nie do dwóch uciekinierów.

Kamień w wodę. 

Powolutku zapadał zmrok. Było jasne, że jeśli bałwankowie nie wrócą do zmroku, to nie wrócą wcale. Kundelek zwykle trafiał do domu sam. Ale jeśli uciekł w doborowym towarzystwie, to już nie miał motywacji, by tak szybko zrezygnować z wolności. No więc - nie wrócił. W domu zapanowała żałoba. Uznaliśmy, że kundelek poleciał do centrum miasta i tam przepadł wśród samochodów, a labradora ktoś po prostu sobie przysposobił. Albo że błąka się biedna psina. - Dobrze, że dni ciepłe i nie zmarznie gdzieś pod płotem - pochlipywaliśmy  z cicha. Ale mimo to dwa samochody dalej krążyły po osiedlach, mijając się gdzieś pod latarnią. Kierowcy wychylali się z szoferki i wymieniali informacje: "I co? Dalej nic". I jechali dalej.

Idą mrozy. Właściciel labradora miał straszną wizję psiego trupa pod płotem. Objechał podmiejskie wioski i począł rozlepiać ogłoszenia. W wiosce M. też już zmierzał w stronę przystanku PKS (lokalny słup ogłoszeń), gdy zaczepiona po drodze pani wyznała mu: "Jakiś pies bezpański zagryza moje kury!". Właściciel obrócił się na pięcie i wnet zdarł ogłoszenie, na którym widniał jego własny numer telefonu. Markotny wrócił do domu, a była już godzina 22. Ale dziewczyna właściciela nie mogła patrzeć na zgryzotę. Kazała mu się ubrać, zapakowała do samochodu i pokazała dokładnie, dokąd ma jechać. Około północy mijali właśnie stertę gliny pod wiaduktem na autostradzie, gdy Dziewczyna zauważyła mały szary kształt skulony na wierzchu. Kundelek! Właściciel labradora wypadł z wozu, podbiegł i chwycił psa w ramiona. Piesek trząsł się cały i do rana nie za bardzo wiedział, co się wokół dzieje.

Wstał nowy dzień. A labradora dalej nie było. Do "połowy niedzieli" zdążyłam zaalarmować wszystkich, których mogłam, łącznie z gazetą. Około 13 właśnie odchodziłam od komputera, gdy komórka triumfalnie zawyła: "Jest :) !".

Podobno o godzinie 11 labrador spokojnie spacerował po osiedlu, na którym Dziewczyna spędziła swoje dzieciństwo. Dziś akurat przyjechała do swoich rodziców i właśnie wysiadała z samochodu, gdy dwa domy dalej zauważyła czarnego wędrowca. Gwizdnęła, a pies przybiegł i wskoczył do auta. Skąd wziął się na tej ulicy? Durny labrador trafił pod dom, którego nie znał. Nigdy tam nie był. Nie znał okolic. Po prostu rano przywędrował i jakby psi anioł stróż kazał mu tam czekać.

Pojechali go stamtąd odebrać rodzice właściciela. Spotkali się rodzice obojga młodych. Tak się zastanawiali, kiedy by się poznać i zorganizować oficjalną wizytę. Teraz drzwi otworzyła Dziewczyna, za nią stali jej rodzice. I zadowolony labrador, merdający ogonem. Żadnych kwiatków, przemówień i występów. Pies załatwił wszystko.

 

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości