Sosenka Sosenka
590
BLOG

Skok do Bagna

Sosenka Sosenka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Październik, nie pierwszy taki w moim życiu. Upał - że konduktor, który miał nam sprzedać bilety, się poddał i nawet nie dowlókł do końca pociągu. Dla nas to jak najbardziej korzystne: my do końca nie wiemy, gdzie dokładnie chcemy wysiąść, i zmieniamy wersję aż do momentu kupowania biletu (albo i dalej). Ostatecznie wyskoczyliśmy z wagonu w Skokowej i zaraz pognaliśmy do sklepu po jakieś picie. Ja wysączyłam Tymbarka, Zuzia pilnowała butelki z kwasem chlebowym.

W Górowie (pierwsza wioska na zachód od Skokowej) miał być pierwszy pałac. Było w zasadzie pół pałacu. To, co było pałacem, było w środku podstemplowane dębowym kijem, a to, co stanowiło przybudówkę, przypominało jaskółcze gniazdo, doklejone do domu, mieściło w sobie czyjeś mieszkanie i w związku z tym nadal miało się całkiem nieźle. Obejrzeliśmy pałac od środka. Obecnie do piwnicy można wejśc bezpośrednio z ganku, bo w jego stopniu jest dziura bezpośrednio prowadząca do loszku. Z I piętra można zejśc na parter bez schodów, przynajmniej wskazuje na to stan podłogi, wybrzuszonej i podpartej owym kijem. Szkoda balustrad - ale też nie wszystkich, bo część tylko dosztukowano. I o tym też mówił nam jakiś szaleniec, który, jak zawsze, zaczepił nas pod sklepem. Niski, usmolony, jakby wyszedł z pieca, najpewniej bardzo przystojny, ale zniszczony. No, pijany kowboj II.
- Bylifcie w pałaffu? - uśmiechnął się.
- Wracamy. Pamięta pan, jak był czynny? PGR tu był?
- O, nieee - pokręcił głową - tu fą mieffkania. Zaffe były.
- A co jeszcze ciekawego można w pobliżu zobaczyć?
- W leffie - ożywił się - jefst mauzoleum. Trumna nawet jest na dnie. No, niee, fartuje. Za moich czafów jeszcze był w niej Niemiets. O, taaaki skurczybyk - pokazał rozłożonymi ramionami - fam go za głowę ciągnąłem.

Pan był miły i bardzo rozmowny, odłożył dla nas jakieś swoje sprawy. Ale zza rogu nadjechała nagle na rowerze energiczna, schludna starsza pani w fartuszku kuchennym:

- Coo będziesz pokazywał?! - huknęła - Już do domu?
- Ale o co chodzi, mamo? - zapytał lękliwie Kowboj
- Juuuż do domu! - krzyknęła przez ramię, i już jej nie było.

Mauzoleum nie znaleźliśmy, za to odwiedziliśmy grodzisko w lesie, to słynne, gdzie kiedyś monitorowaliśmy z Adamem Izę spieszącą na niedzielny dyżur do apteki. W miejscu tym znajduje się też jakieś gedenkcośtam, czyli niemiecka pamiątka I wojny światowej, z inskrypcją: "Alles kommt von Gott, Glueck und Unglueck, Leben und Todt" (wszystko daje Bóg: szczęście i nieszczęście, życie i śmierć), chyba Syracydes. Ze wzruszeniem wspominała Iza kolejne miejsca, przypominające szaleńczą pogoń za pociągiem 5 lat temu. Pałac  w Bagnie tylko jeszcze bardziej odczyszczony, a po dziedzińcu chodzili klerycy Salwatorianów, z miotełkami w ręku, i wyciągali śmieci dosłownie spod ziemi. 

Historia z bagiennym odpoczynkiem powtórzyła się o tyle, że znowu zabrakło nam kilku godzin. Trochę wkurzeni (na kogo??) pognaliśmy w stronę Godzięcina i Bukowic, istotnych dla mnie ze względów rodzinnych. A na koniec odwiedziliśmy cmentarz w Radeczu. Grób pradziadka jest jednym z najstarszych tutaj. To ten pradziadek, który wyjechał z Kresów w 1944, jak mu upowcy zadusili brata z rodziną, i potem nie miał już chęci do życia. Zgasł. To było moje pierwsze "spotkanie" z pradziadkiem po mieczu. Ten jeden grób sprawił, jak gdybym odzyskała coś istotnego, czego byłam dotąd pozbawiona. Odzyskałam, i teraz już będę to w sobie zawsze nosić.

Tymczasem Izie coś strzeliło do głowy, by zdążyć na pociąg w Brzegu Dolnym, który odjeżdżał za 25 minut. Jadąc na rozregulowanych biegach i tnąc kolejne jezdnie i zakręty, dotarliśmy do stacji na tyle "wcześnie", by zobaczyć oddalając się koniec składu. To był dla nas cios i policzek: pociąg REGIO przyjechał punktualnie!

Do kolejnego pociągu zostały 2 godziny i my odsiedzieliśmy na tej stacji swoje. Wyjedliśmy zapasy, przebraliśmy się w cieplejsze ubrania, pooglądaliśmy samą stację, której hall przedzielono - po kiego grzyba? - ścianą z dykty, i teraz jest ona faktycznie zabita dechami, bezskutecznie usypialiśmy Zuzię, której właśnie marzyła się dzika karuzela z wózka. No, a w pociągu dosiedli się do nas ufni zwolennicy uwolnienia konopi indyjskich. Niestety, wykurzył ich konduktor, który zażądał biletów. Wysiedli grzecznie na następnej stacji. Konduktor popatrzył jeszcze za nimi. Chłopaki byli oburzeni i smutni. Ani wsiąść innymi drzwiami, bo kierpoć pilnuje, ani patrzeć z zazdrością na tych, którzy podróżują dalej, bo to boli. Tego nie wytrzymał jeden z amatorów konopi: gwizdnął ostro jak kierpoć (kierownik pociągu) na odjazd. A pociąg ani drgnie. No, nie."No jedź już, kurwa, jedź!" - ryknął  w bezsilnej złości.

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości