Sosenka Sosenka
62
BLOG

Opolszczyzna jedyna

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 12

Wczoraj zaczęłam robić kronikę wszystkich wycieczek od 1992 roku. O dziwo, im wcześniejsze, tym lepiej są opisane. Z ostatnich zachowały się jeno relacje szczątkowe (chyba że którąś wkleiłam w Salonie). Tak jak z tej, którą dzisiaj nazwałabym nawet chorym snem ;)        

 To było niewątpliwie lato 2006 lub 2007, a dlaczego tak twierdzę? Był bowiem upał, a ja podróżowałam już na swoim własnym rowerze. Może przez ten upał i burzę, wiszącą w powietrzu pamiętam tylko, że wysiedliśmy w Dąbrowie Opolskiej, czyli jakieś 20 km przed samym Opolem, na trasie kolejowej z Wrocławia. Uznaliśmy wówczas, że jest potworny skwar i daliśmy nura w krzaki, celem zmienienia spodni na szorty. W tych to bojowych strojach przemierzaliśmy następnie pejzaże Opolszczyzny.       

 Pamiętam swoje zdziwienie odmiennością wsi opolskiej od wrocławskiej. Ludzie szli na sumę, a każdy niósł w ręku książkę do nabożeństwa. Czy to był zwyczaj lokalny, czy zachowany w całym regionie, nie wiem.. Ale przypomniało mi się, że kiedyś i na swoim osiedlu widywałam starsze panie z czarnymi książeczkami, może z "Drogą do nieba"? Te panie chodziły w kolorowych chustkach, których wzór przypominał mi zawsze witraże z gotyckich kościołów.     

Nasza kwatera? Na cmentarzu

    Za kościołem czekały na nas wieże bez dzwonów, ruiny pałaców, dziwne parki za kruszejącymi murami, za nimi lasy, w których cicho stały ukryte, zielone jeziora, jakie widziałam ostatnio w dzieciństwie. Odłączyłam się trochę od grupy i samotnie przebijałam przez trawiaste drogi i tory kolejowe, omijałam zwalone drzewa i w głuszy słuchałam pluskania jezior. Nigdy nie byłam na Mazurach, a wody mam właściwie w pogardzie, ale teraz mniej. Teraz nawet domyślam się, co to jest zielony chłód i to Gałczyńskiego zielone serce przyrody..

 

Kiedy razem wyjeżdżaliśmy z lasu, w chmurach coś znacząco chrupnęło i łupnęło (po prawdzie, w głowie czułam łupanie od dawna), a Pan Bóg łaskawie wylał na nas wiadro wody, jakby chciał zachęcić, byśmy schronili się na pobliskim cmentarzyku. Poprzednią ulewę przetrwaliśmy na prawdziwym festynie strażackim. Teraz mieliśmy przed sobą cmentarz, należący bardzie do lasu niż do wsi, malutki, wysadzany lipami, z kamienną kaplicą na końcu. Prowadziła do niego drewniana brama, za którą Iza uznała, że lepiej schować ubranie do worka foliowego, a samej przetrwać kataklizm w stroju bardziej ekologicznym. Poszła więc za kaplicę i wyszła zza niej w kostiumie kąpielowym i boso. Ludzie, przejeżdżający szosą widzieli trójkę wariatów, okupujących święte miejsce. Jedna szalona wybiegała na szosę w kostiumie i pozowała, a dwójka dziadów (! Adam i ja) w pelerynach robiła jej zdjęcia zza płotu. Musiał to być widok trudny do zniesienia, ale mam nadzieję, że dusze w czyśćcu cierpiące, za które potem modliłam się, cicho wędrując między grobami (zawsze szukam tak kresowych nazwisk), nie miały nam tego za złe..  

Film dowodem rzeczowym
 

    Ale to chyba nie był sen, tak jak arboretum i gajówka na skraju lasu. Wyraźnie pamiętam, że o zmierzchu jechałam przez most nad autostradą A4, stanęłam i patrzyłam, jak horyzont przecinają różowe i fioletowe smugi. Tak musiało być, bo ja ten wieczorny widok zawsze pamiętam, bo to autostrada krakowska i o takim zachodzie słońca często wracam z Beskidów lub Tatr. I teraz nie mogę znaleźć mapy, którą wtedy na pewno zabrałam ze sobą. A może było inaczej? Zobaczę, kiedy wywołam tajemniczy film, który znalazłam niedawno w kieszonce sakwy rowerowej..

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura