Sosenka Sosenka
141
BLOG

Pustynka

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 17
Znowu jechaliśmy na gapę, niby to znowu przez rowery. Konspirowaliśmy, jak mogli, a po drugiej stronie przedziału towarowego siedział starszy mężczyzna z gazetą i uśmiechał się do nas ze zrozumieniem.
 
 (Tekst z dedykacją dla Jana Nowaka1, w podzięce za motywowanie do pisania w czarnej chwili zwątpienia).
 
  Kiedy czujka wrzasnęła szeptem: "Kierpoć idzie!"*, pan wstał i bez pytania zaczął pomagać nam w ewakuacji, która nastąpiła o 5 km wcześniej niż planowaliśmy. Pan ów osobiście wypchnął cztery pojazdy na peron, zatarł łapki z satysfakcją i zniknął w pociągu. Znam takie typy (często są to emerytowani nauczyciele), co z gorącym sercem wspierają dzisiejszą młodzież, z rozrzewnieniem wspominając własne wycieczki. Bardzo takich ludzi cenię. Samotnicy na szlaku, służą radą, prowadzą, opowiadają i odchodzą z uśmiechem w swoją stronę. Dzięki temu panu stanęliśmy na uświęconej, miękińskiej ziemi, ze zdemolowanym pałacem i zarośniętym bajorem w miejscu stawu.
 
 Szlakiem pątniczem
 
 Szlak wycieczki był historyczny, nie przez pałace, których po drodze mnóstwo - głównie malowanych na łososiowo i różowo, ozdabianych gatkami, suszącymi się na sznurku - tylko dlatego, że szedł przez wioskę mojego stałego towarzysza wycieczek, G.. Bardzo to jest ciekawe doświadczenie, stąpać po miejscach owianych legendą, jak to teren przykościelny (G. trudnił się czasem pracą dzwonniczą, a na wieży stoi antenka, dzięki której G. miał internet), droga wiejska (G. jeździł tamtędy do pracy w zimie, w krótkim rękawku), podwórze (tato G. zrównał tam niedawno z ziemią dużą stodołę). W Świętem stoi pomnik ku czci Armii Czerwonej, przy samym kościele, co oczywiście również trąci legendą. Zaś wszystkie te atrakcje leżą na międzynarodowym szlaku pątniczym, wiodącym do Santiago de Compostella: G., chcąc nie chcąc, 20 lat wychowywał się na pielgrzymim szlaku. Teraz mamy plan, by wybrać się z jego wioski prosto do Hiszpanii..
 
 W Środzie Śląskiej mieliśmy okazję minąć legendarny zakład pracy G. i zanurzyliśmy się w cień odwiecznych, dolnośląskich lasów. Chwalimierz zachwycił nas dwoma pałacami, w tym jeden okazał się być siedzibą sołtysa, a drugi to jakaś przedwojenna, leśna rezydencja niemieckiego kułaka. Wieża oczywiście była już bez stalowych schodów, a w innych pomieszczeniach można było dostać cegłą w głowę. Poczyniliśmy też obserwacje, z których wynikało, że znowu zbliża się wieczór. Nasza czwarta współtowarzyszka, Iwonka, spieszyła się na dyżur do szpitala, toteż ewakuacja nastąpiła w pośpiechu i chaosie.
 
 The Zagubieni
 Plany dalszego zwiedzania legły w gruzach jak poniemiecka rezydencja. Tratowaliśmy co się dało, przekraczaliśmy linie "Teren wojskowy", "Wstęp wzbroniony", "Elektryczny pastuch" i nagle stanęliśmy na bezkresnej przestrzeni, gdzie ani drogi, ni kurhanu. Nic. Za wzgórzem czubek wieży kościelnej oraz pola po ziemniaczane. Zsiedliśmy z rowerów i 20 minut szliśmy w piachu, przed siebie, bez celu, byle do kępy drzew, normalna Sahara. Sylwetki koleżanek malały na horyzoncie, powietrze drżało, usta mi wysychały.. Rower grzązł pyle.. Do dzisiaj pamiętam tumany pyłu i przykre uczucie, że zgubiłam się 30 km od miasta. Na koniec wszystko się wyjaśniło: wioska za wzgórzem nazywała się Pustynka. Tam Iwonka uznała, że z tą grupą na pewno nie zdąży do Wrocławia i wyrwała sama do miasta, a za nią popędziła Iza.
 
 Spotkaliśmy się po dwóch godzinach, na przygranicznej pętli tramwajowej. Po krzakach i pustyni w Pustynce nikt już nie miał siły przedzierać się przez miasto, a ja jechałam wtedy na rowerze terenowym z serii "created for Carrefour", który dał mi mocno w "kość ogonową" i w kręgosłup. Musieliśmy świadczyć samym wyglądem, bo z tramwaju wyszła nagle motorniczyna i zaczęła życzliwie przyglądać się rowerom i zadawać różne pytania. Na koniec kazała nam nielegalnie (MPK w ogóle nie przewozi rowerów) zapakować się do tylnego wagonu, zaordynowała opłatę za rowery jak za osoby i ruszyliśmy. Misterna konstrukcja z rowerów, osadzona na samym końcu składu, trzeszczała i chwiała się na każdym zakręcie, a ludzie, którzy chcieli wsiąść, bali się wstępować na schodki i rezygnowali. A jakie mieli miny.. Rower bowiem w naszym mieście to wciąż coś więcej niż moda - to prowokacja!
 
 
*Kierpoć -w języku miłośników kolei - Kierownik Pociągu
 
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura